trentino.pl używa plików cookies w celach: utrzymania sesji, wyświetlania reklam, zliczania statystyk oraz dostosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkownika. Korzystanie z naszego serwisu internetowego bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. W każdej chwili możesz zmienić te ustawienia w swojej przeglądarce.
Więcej informacji możesz znaleźć na podstronie Polityka cookies.
Z tęsknoty za zimą udałam się tam, skąd zazwyczaj przywożę zimowe wspomnienia. Okolice Moeny i Cavalese to jedne z moich ulubionych miejsc na narciarskiej mapie. Skąpane w słońcu trasy San Pellegrino i, słynne również wśród miłośników narciarstwa klasycznego, Alpe Cermis to okolice, w które zawsze chętnie się wraca. Tym razem, jednak do Trentino pojechałam bez nart, za to z butami do biegania.
Z Moeny do Cavalese Marcialonga to cykl odbywających się od 14 lat zawodów, na które składają się trzy imprezy: Marcialonga Skiing, Marcialonga Cycling i Marcialonga Running. Najbardziej wytrwali zawodnicy zaliczają w ciągu roku wszystkie trzy , co - przyznać trzeba - jest godnym podziwu wyczynem wymagającym sporej krzepy. Zmagania rozpoczynają się w styczniu od wyścigu na biegówkach. Zawodnicy do pokonania mają 70-kilometrową trasę wytyczoną z Moeny do Cavalese. Alternatywą jest start na krótszym 45-kilometrowym odcinku z metą w Predazzo.
Marcialonga Run
Drugą imprezą z cyklu jest Marcialonga Cycling, która odbywa się w czerwcu. Tym razem do przejechania jest 80 lub 135 km. Trzecim, wieńczącym serię wydarzeniem, jest Marcialonga Running, zawody, które zdecydowanie odpowiadają mi najbardziej. W tym roku bieg odbył się 4 września i zgromadził ponad 1400 uczestników z ponad 20 krajów. Była to już 14. edycja zawodów, które, tradycyjnie, odbyły się przy pięknej, słonecznej pogodzie.
Trasa z Moeny do Cavalese wiedzie, najpierw zacienioną ścieżką, następnie wije się wśród pól i biegnie przez centrum Predazzo, gdzie zawsze liczyć można na głośne "forza!" ze strony licznie zgromadzonych kibiców. Końcówka biegu jest - eufemistycznie rzecz ujmując - nieco trudniejsza, bowiem, pokonawszy metę półmaratonu, przez kolejne 5 km, do Cavalese wdrapać się trzeba stromymi serpentynami. Na koniec dodam tylko, że najszybszy zawodnik z Kenii, rzecz jasna, pokonał trasę w 1:19.21. Ja byłam nieco wolniejsza…
Trekking do trzech jezior Bieg, biegiem, ale bawiąc w Val di Fassa trekking zaliczyć trzeba koniecznie. Masyw Lagorai, czyli miejsce, z którego roztacza się bajkowy wręcz widok na Latemar, Catinaccio, Bella Monte i Marmoladę przecinają liczne ścieżki, spośród których wybraliśmy tę, która wiedzie wzdłuż trzech alpejskich jezior. Masyw Lagorai nie jest aż tak popularny wśród miłośników pieszych wędrówek, jak szlaki wytyczone w Dolomitach. Po drodze, na jednej z głównych dróg, spotkaliśmy jedną osobę. Łańcuch ciągnie się przez ponad 70 km - od Monte Panarotta (16 km od Trento) aż do Passo Rolle; na południu graniczy z dolina Valsugana, na północy z Val di Fiemme, po zachodniej stronie znajduje się Val di Cembra, a po wschodniej Priero i Vanoi. Tak wyjątkowa lokalizacja sprawia, że widoki ze szczytów Lagorai są absolutnie wyjątkowe.
Trentino na koniec lata
Początek oznaczonej biało czerwonym znakiem ścieżki znajduje się nad Predazzo, tuż obok Malga Valmaggiore, na wys. 1608 m n.p.m. Dalej, ścieżka, dość stromo, wije się w górę. Podejście nie jest bardzo trudne, ale na szlak nie polecam zabierać dzieci. Przydadzą się też kije trekkingowe. Po około półgodzinnym marszu docieramy do pierwszego, niewielkiego górskiego jeziorka - jeziora Moregna, na wys. 2081 m n.p.m. Tuż obok oczka znajduje się górska chatka, w której, na wypadek złej pogody, lub po prostu by przenocować mogą zatrzymać się turyści. Po kolejnych 20 minutach docieramy do drugiego jeziora - Lago delle Trute, czyli jeziora pstrągów. Czy faktycznie są w nim ryby, nie wiem, ale niewielki akwen jest naprawdę piękny - otoczony górami, mieni się szmaragdowo - błękitnymi odcieniami. Ostatnie jezioro, obok którego dreptaliśmy pokonując sporej wielkości głazy nosi nazwę Lago Brutto, co oznacza "brzydkie jezioro". Jezioro jest oczywiście piękne, a nazwa wyssana z palca. Z tego miejsca świetnie widać Cima Cecce - najwyższy szczyt masywu Lagorai (2754 m n.p.m.). Po niespełna 3 godzinach docieramy do Bivacco Paolo e Nicola - kolejnej chaty, przystosowanej do przyjęcia strudzonych piechurów. Wygód szczególnych tu nie znajdziecie, są jednak miejsca do spania, duży stół i piec opalany drewnem. Z tego miejsca ścieżka krętymi serpentynami schodzi w dół, do punktu startu, tuż obok Malga Valmaggiore. Pokonanie średnio trudnego szlaku zajmuje ok. 5 godzin.
Trentino na koniec lata
Trud trekkingu należało sobie jakoś wynagrodzić, dlatego wieczorem odwiedziliśmy uroczą, położoną w Predazzo restaurację i wine bar Primoteca. To z pewnością miejsce, które z czystym sumieniem polecić można na romantyczny, absolutnie pyszny wieczór. Prócz dań z karty, codziennie przygotowywany jest dish of the day; my trafiliśmy na wyborny zielony makaron, lasagne z grzybami oraz risotto z doskonałym, pochodzącym z endemicznego szczepy Teroldego winem. Ozdobione czipsem z sera Trentigrana smakowało wybornie.
Na koniec wspomnę jeszcze o udogodnieniu komunikacyjnym. Rezerwując latem pobyt w wybranym hotelu na terenie Val di Fiemme otrzymujemy kartę rabatową Fiemme E-Motion, która uprawnia do bezpłatnego korzystania z wyciągów oraz wszystkich środków komunikacji miejskiej. Korzystając z karty można, bezpłatnie oczywiście, wybrać się na jednodniową wycieczkę do stolicy prowincji, Trento. Miasto kryje mnóstwo zabytkowych budowli, ma niepowtarzalny charakter i typowy, włoski klimat. Ale o tym następnym razem…